W tym celu uzyskałem w poprzednich latach wymagane prawem chorwackim uprawnienia do obsługi radia VHF DSC i VHF-ONLY oraz gromadziłem stosowne przewodniki dla żeglarzy jak również mapy morskie. Jak dotychczas skorzystałem z oferty czarteru jachtu za pośrednictwem firmy CHARTER PL Piotr Kowalski z Bielska Białej tym razem u armatora PULENA YACHT CHARTER ze Spilitu.
Razem z Adamem Kozakiem zdecydowaliśmy się na rejs klubowy dwoma jachtami. Dlatego wybieraliśmy równocześnie dwa jachty. Istotnym dla ceny czarteru było, by były to jachty od tego samego armatora i z tej samej mariny. Adam zdecydował się na Bawarię 38 nazwany Morski Zekan. W moim przypadku wybór padł na jacht Sun Odyssey 43 Legend rocznik 2004 nazywający się Carmen. Jest to jacht o długości 13,21 m, zanurzeniu 2,00 m, powierzchnia żagli 92,20 m², z silnikiem Yanmor o mocy 80 KM i wyporności 9,3 tony. Posiada pełne wyposażenie nawigacyjne (GPS, ploter, log, sonda, wiatromierz i wiatrowskaz, automatyczny pilot oraz radar), elektryczny napęd windy kotwicznej i jeden kabestan również napędzany elektrycznie bardzo pomocny do stawiania grotżagla i obsługi rolfoka przy zwijaniu fokżagla. Istotnym udogodnieniem szczególnie dla manewrów portowych jest ster strumieniowy. Grot żagiel z lazy jackiem wymagał więcej pracy niż rolowany w maszcie, ale nie wszystko w końcu można mieć. Do pontonu wzięliśmy prywatny silnik przyczepny Marka Ogórka, który w warunkach kotwiczenia z zatokach był bardzo przydatny a posiadanie własnego pomniejszyło koszty rejsu, które w warunkach chorwackich są dosyć spore w porównaniu z greckimi. Z innych udogodnień na jachcie to dwie kabiny sanitarne z prysznicami, prysznic w kokpicie, ciepła i zimna woda oraz mechaniczna wentylacja jachtu, co zważywszy na panujące temperatury otoczenia powyżej 30ºC było bardzo dużym udogodnieniem. Cztery kabiny dwuosobowe przy sześciu dorosłych osobach i dwójce dzieci w pełni zapewniły minimum wygody i przestrzeni. Warto jednak zaznaczyć, że czwarta kabina dwuosobowa, którą przewidywałem dla dzieciaków, okazała się tak mało wygodna, że spała w niej tylko Pati na górnej koi, natomiast Marcelek zdecydował, że wygodniej będzie mu na kanapie w messie. Dolna koja w tej kabince jest tak usytuowana, że dziesięcioletni Marcelek miał problem zmieścić się na niej. Nie próbowaliśmy jak by to było w przypadku osoby dorosłej. Długość obu koi i nisko usytuowana górna koja dyskwalifikuje dolną koję z normalnego użytkowania
Tak więc informacja o 8 + 2 miejsca na jachcie jest tylko określeniem teoretycznym, problematycznym do zastosowania w praktyce, oczywiście dla osób ceniącym sobie minimum komfortu na rejsie. Nasz skład osobowy załogi był zatem optymalny.
Już po rozpoczęciu rejsu okazało się, że radar nie działa. Z innych usterek to spalona żarówka światła kotwicznego. Poza tym jacht był sprawny i wszystko funkcjonowało bez zarzutu za wyjątkiem potrzeby skalibrowania GPS, bowiem wskazania mówiły, że płyniemy tyłem co było oczywistą niedorzecznością. Tutaj Jurek stanął na wysokości zadania i dokonał stosownej kalibracji, co wymaga uznania, bowiem pierwszy raz zetknął się z tymi przyrządami. Silnik natomiast sprawował się doskonale i pracował bardzo oszczędnie tym bardziej, że nie przeciążaliśmy go obrotami powyżej 2200 co i tak dawało na spokojnej wodzie 7,5 węzła a przy fali nie mniej jak 6,5. Oceniam, że wybór jachtu był w naszym przypadku trafiony a żeglowanie na nim i mieszkanie to była duża przyjemność. Jacht prezentuje się jacht, pokazują zdjęcia.
Skład załogi
Załoga składała się z ośmiu osób, w tym sześć to członkowie najbliższej rodziny, w tym Ela moja żona, syn Jurek z synową Beatą i wnuczką Patrycją oraz nasz wnuczek Marcel Nowak, dwie pozostałe to Jola i Marek Ogórkowie zaprzyjaźnione poprzez Klub Sportów Wodnych „HUTNIK” Pogoria, z którymi żeglowałem w dwóch poprzednich rejsach w Grecji. Proporczyk klubowy wraz z banderą PZŻ towarzyszyły nam pod lewym salingiem przez cały rejs. W trakcie organizacji rejsu rozważaliśmy udział jeszcze dwóch osób, ale w konsekwencji dobrze się stało, że skład pozostał nie zmieniony, co zapewniło optymalny na tym jachcie poziom komfortu, ale oczywiście skutkowało wyższymi kosztami jednostkowymi udziału w rejsie.
No cóż, wygoda musi kosztować.
Jak prezentuje się załoga, szczególnie ta najmłodsza, widać na zdjęciach.
Trasa rejsu
Jak wyżej na zamieszczonej mapce widać, rejs przebiegał po trasie oznaczonej kolorem czerwonym. W dwa jachty zgodnie z planem opuściliśmy port jachtowy Spinut w dniu 15 sierpnia kierując się do mariny ACI (Adriatic Croatia International) w miejscowości Milna na wyspie Brač. Początkowo wiatru było jak na lekarstwo, ale po wyjściu z zatoki Kaštelańskiej na Splitski Kanal rozdmuchało się do 4˚B lecz z S. Po 4,5 godziny halsowania i bardzo przyjemnej żegludze ujrzeliśmy miejscowość Milna.
W międzyczasie spotkaliśmy zaprzyjaźnionego Morskiego Zekana z załogą Adama, była więc okazja na wzajemną sesję zdjęciową, której efektem są niektóre z załączonych w tej relacji zdjęcia. Stajemy na mooringach i cumach rufowych. Jest jeszcze dużo miejsca, ale już po godzinie w szybkim tempie wszystkie wolne miejsca się zapełniają. Korzystamy z pobliskiego miejsca do kąpieli morskiej w towarzystwie jeżowców na maleńkiej plaży, a wieczorem zwiedzamy niewielkie miasteczko portowe. Po dużej ilości jachtów żaglowych i motorowych stojących również przy nabrzeżu miejskim można sądzić, że miejscowość jest popularna. Poza tym jest w końcu weekend.
W kolejnym dniu, celem była miejscowość Hvar na wyspie o tej samej nazwie. Tym razem wiatr z kierunku NW o sile 5˚B pozwolił na żeglugę tylko pod genuą z prędkością 6 do 7 knotów. Tak więc po 2 godzinach i 20 minutach jesteśmy pod Hvarem. Już z daleka widać, że panuje spory ścisk i w porcie i na kotwicowisku. Widzimy, że jacht Adama jest już na miejscu. Nam się niestety w konsekwencji nie udało zatrzymać w tym porcie, bowiem ani przy nabrzeżu ani na bojach cumowniczych nie było wolnego miejsca. Kilkakrotne próby stawania w zatoce na kotwicy nie przyniosły rezultatu bowiem kotwica nie chciała trzymać pomimo wyłożenia łańcucha prawie na całej długości. Niesprzyjający silny wiatr wciskający nas do zatoki i spora fala, o której ostrzega locja i zapewne skaliste gładkie dno były tego powodem. Inne jachty jak można było zaobserwować miały podobne problemy. W końcu obsługa portu wymusiła na jachtach opuszczenie tego miejsca, bo zaczęło się robić coraz gęściej. W tym czasie załodze Adama dopisało szczęście, bo zwolniła się boja cumownicza z czego skwapliwie skorzystali. Przez UKF-kę umówiliśmy się, że jutro płyniemy zobaczyć Modrą Špiliję co po polsku znaczy Błękitną grotę na małej wysepce Biševo. A portem docelowym będzie Komiža na wyspie Vis. Nam nie pozostało nic innego jak szukać kolejnego miejsca. Wybór padł na pobliską wyspę Sv. Klement i marinę ACI Palmižana, lecz tam również tłok i niezły rozkołys. Wcześniej można było zauważyć, że część jachtów z zatoki Hvar również skierowała się do tej mariny. Nie pozostawało nic innego jak szukać miejsca na stronie zawietrznej wyspy Sv. Klement. Po drodze stanęliśmy na 1,5 godziny w przesmyku pomiędzy Sv. Klement a Borovač, by spokojnie zjeść obiad a następnie już na silniku pod osłoną wyspy Sv. Klement dopłynąć do zacisznej zatoki Vinogradišče. Tutaj stajemy na kotwicy i dwóch cumach rufowych po 40 metrów długich, obłożonych na pniach rosnących na brzegu niewielkich drzew. Do tego potrzebny był ponton z silnikiem Marka i sporo wysiłku najpierw Marka a potem Jurka by te cumy stabilnie poobkładać. Ponton później wykorzystaliśmy do dalszej komunikacji z lądem i wycieczki po zatoce, z której zadowoleni byli w szczególności nasi najmłodsi członkowie załogi czyli Pati i Marcelek. Wiatr do późnego wieczora pomimo osłony brzegu zawiewał, więc wachty kotwiczne w nocy były nieodzowne.
Trzeci kolejny dzień rejsu jak to ustaliliśmy z Adamem przeznaczony był na dotarcie do wyspy Biševo, oglądnięcie Błękitnej Groty i osiągnięcie końcowego celu w tym dniu, czyli Komižy na wyspie Vis. By zdążyć przed większą kolejką do zwiedzania groty, wybieramy cumy na pokład i podnosimy kotwicę o 6.00 i na silniku bo wiatru o tej porze niestety brak, płyniemy do obranego celu. Po ponad godzinie stawiamy genuę, bo wiatr zaczyna trochę dmuchać, ale to tylko po to, by wspomóc nasz silnik. Po 3. godzinach żeglugi jesteśmy w przy grocie.
Poświęcamy prawie godzinę na wycieczkę pontonem do słynnej groty, by następnie położyć się na kurs pilotowy i pod pełnymi żaglami ruszyć do portu Komiža. W międzyczasie Jurek krąży jachtem po zatoczce, bowiem o kotwicy nie ma mowy, sonda wskazuje 30 m głębokości. Jednym halsem w półwietrze po ponad 1. godzinie wybieramy mooring i oddajemy cumy w porcie miejskim. W niecałą godzinę dociera załoga Morskiego Zekana. Mamy szczęście bo chociaż port jest niewielki to są jeszcze dwa wolne miejsca na zacumowanie i to obok. Tak stoimy do jutra poświęcając czas na kąpiel na pobliskiej kamienistej plaży, na miejscowe piwo Karlovacko, coca colę, obiad pod parasolami na nabrzeżu i zwiedzanie miasteczka. Od jutra zamierzamy płynąć w kierunku Dubrownika z postojem kolejno w Brna na wyspie Korčula i w następny dzień do Sobra na wyspie Mljet. W drodze do Brny mamy wiatr w plecy początkowo słaby więc płyniemy na silniku później pod pełnymi żaglami bo tężejący wiatr około godziny 13 do 15 do 4˚B daje takie możliwości. Po niespełna 8. godzinach osiągamy cel i stajemy w maleńkim porcie Brna na kotwicy od dziobu i cumach rufowych. Miasteczko jest małe w sumie nieciekawe. Poświęcamy czas na zjedzenie obiadu w miejscowej restauracji i wieczorne spotkanie integracyjne na naszym jachcie dwóch załóg rejsowych.
Kolejny dzień to Sobra na wyspie Mljet. Wychodzimy o 9.00 z zatoczki Brna, wiatr jak tutaj jest to normalne tej porze roku dmucha 0 do 1˚B by stopniowo od godziny 12.00 tężeć i między godziną 14 i 15 wiać już 5˚B. Tak będzie nam towarzyszyć, aż do wejścia do zatoczki z maleńką miejscowością Sobra.
Mamy pełny fordewind przy rozkołysie, więc nawet na automatycznym pilocie istnieje zagrożenie niekontrolowanym zwrotem przez rufę, więc postanawiam płynąć baksztagami, co powoduje wydłużenie drogi ale za to super żeglugę przy prędkości chwilami do 7,5 węzłów. Jeszcze w czasie żeglugi raczymy się jachtowym obiadem, podczas którego Marcelek chwilowo walczy z morską chorobą, by po oddaniu hołdu Neptunowi natychmiast wrócić do normy i zjeść obiad, co jest zadziwiające bo nadal jachtem kiwa. Po ponad siedmiu godzinach żeglugi osiągamy porcik w Sobrze. Tutaj oczekują na nas cztery miejsca z mooringami przy prywatnej kei, z których dwa przy pomocy właściciela marinki zajmują nasze jachty.
Miasteczko jak nasza marinka jest maleńkie, składa się praktycznie z jednej uliczki, porciku miejskiego o głębokościach około 1,5 m co nam nie odpowiada, ale przecież stoimy już w bezpiecznym miejscu. Zwiedzanie jest krótkie bo wszystko jest blisko, więc czas przy napojach szybko upływa do wieczornej integracyjnej kolacji, którą zamawiamy w restauracji właściciela naszej marinki, zresztą przy jego bardzo aktywnych zabiegach marketingowych. Jest przyjemnie tym bardziej, że jutro w planie mamy chyba największą atrakcję turystyczną naszego rejsu czyli Dubrownik. Będzie to już 6 dzień żeglowania. Zakładając, że o tej porze roku mariny są mocno przepełnione postanawiamy do Dubrownika dotrzeć możliwie najwcześniej. Przed nami w linii prostej niespełna 24 Mm, w sumie niewiele, ale nie warto ryzykować czasu na poszukiwania dogodnego miejsca do cumowania, więc oddajemy mooring i wybieramy cumy o godzinie 6.00. Pomimo prognozy na ten dzień z wiatrem N do W 2 do 4ºB, na całym odcinku do Dubrownika jest 0 ºB, więc kataryna pracuje dając 5,8 do 6,5 knotów. Osłodą dla faktu braku możliwości żeglowania pod żaglami daje malowniczy wschód słońca, które pojawia się wprost przed dziobem. O godzinie 10.10 wybieramy mooring i oddajemy na keję dwie cumy rufowe w marinie YC CORSAN w głównej zatoce Dubrownika na wprost nabrzeża pasażerskiego. Tutaj uwaga, przy podchodzeniu rufą do zewnętrznej strony pirsu, minimalna odległość od kei to 1,5 m, pod wodą kamienie o które można zahaczyć płetwą sterową.
Inną możliwością jest marina ACI ale za mostem i daleko od centrum a tym bardziej od starego miasta, które jest celem wycieczki. Później dowiedzieliśmy się od innych żeglarzy, że marina ACI była mocno zapełniona, więc nasz wybór był trafiony. Warto wiedzieć, że nabrzeża od strony starego miasta są niedostępne dla jachtów, cumują tam małe jednostki zarobkowe dla turystów. Dzisiejszy dzień to długa kilkukilometrowa piesza wycieczka do starego Dubrownika, tym bardziej uciążliwa, że po pod górę i w skwarze słonecznym, ale warto, wystarczy popatrzeć na zdjęcia niżej.
W starym mieście raczymy się jeszcze miejscową kuchnią i pełni wrażeń aczkolwiek mocno zmęczeni wracamy na jacht. Jutro dalsza część wrażeń bo planujemy popłynąć od strony południowej by podziwiać stary Dubrownik z morza.
Rano nie spiesząc się tym razem przed godziną 10.00 oddajemy mooring i wybieramy na pokład cumy rufowe, tankujemy paliwo do pełna w pobliskiej stacji paliw i ruszamy praktycznie w drogę powrotną w kierunku Splitu, jest to przecież połowa rejsu. Zgodnie z planem podpływamy pod stary Dubrownik i raczymy się widokami wartymi tego by tutaj przybyć. Wystarczy spojrzeć na zdjęcia poniżej.
Po obfotografowaniu i sfilmowaniu starego Dubrownika ruszamy w krótką drogę, bo tylko kilka Mm do pobliskiej wyspy Lopud z zatoką od strony wschodniej o trudnej do wypowiedzenia nazwie Šunj. Tutaj stajemy na kotwicy w pobliżu piaszczystej plaży z czego najwięcej radości mają nasi najmłodsi Marcelek i Pati i co oczywiste nasze panie. Przeprawa na ląd co zrozumiałe, odbywa się pontonem co jest dodatkową atrakcją. Zażywamy również kąpieli bezpośrednio przy jachcie. Stoimy na kotwicy więc nieodzownym były wachty w nocy, na które z wielką ochotą wpisały się również nasze pociechy.
Plaża jest zagospodarowana z barem i restauracją i pełna ludzi, którzy dojechali tutaj z zachodniego krańca wyspy i miejscowości wczasowej o ej samej nazwie co wyspa czyli Lopud.
Po dniu leniuchowania w zatoczce godnej polecenia, przed nami kolejny dzień o trasie w linii prostej ponad 40 Mm prosto do Korčuli na wyspie o tej samej nazwie. Chcąc zdobyć wolne miejsce w marinie ACI, którą mamy w planie bo zapasy wody trzeba będzie uzupełnić i doładować akumulatory podnosimy kotwice o godzinie 6.00 i wyruszamy w drogę. Jak zwykle o tej godzinie wiatru 0 więc żeglujemy na silniku. O 7.30 zaczyna trochę dmuchać, ale na tyle mało, że postawione żagle po kilkunastu minutach musimy zrzucić. Dopiero przed godziną 10 wieje równo 3 z NW więc stawiamy znowu żagle co praktycznie pozwala podejść pod samą wyspę Korčula. Końcówka już na silniku pozwala o godzinie 11.45 na podjęcie mooringu i oddanie cum na kei mariny ACI zlokalizowanej pod murami starego miasta. Miejsce jest bardzo urokliwe, więc po południu marina zapełnia się szczelnie jachtami nawet przy zewnętrznym pirsie od strony zatoki.
Miasteczko jest bardzo urokliwe. Do zwiedzania i degustowania miejscowej kuchni mamy bardzo blisko, więc ochoty i energii na poznawanie otoczenia nie zabrakło. Oddajemy się temu bez reszty nie licząc czasu. Postanawiamy, że kolejny dzień nasza załoga spędzi również w Korčuli. Dodatkową atrakcją są towarzyskie zawody w taekwondo z udziałem naszej kadry narodowej, która przebywała w tym czasie na zgrupowaniu w Zagrzebiu. Dopingowaliśmy ich bardzo żywiołowo więc za wyjątkiem jednej walki wszystkie pozostałe wygrali.
Kolejny dzień w Korčuli to dalsze zwiedzanie i co oczywiste korzystanie z plaży tym razem kamienistej. Morski Zekan popłynął dalej, umówiliśmy się za dwa dni na spotkanie w zatoce Lučice na wyspie Milna.
Zgodnie z planem we wtorek 24 września wyruszamy dalej, celem w tym dniu jest maleńka miejscowość Sučuraj na wyspie Hvar. Dzieli nas od niej 23 Mm co pokonujemy w prawie 4 godziny, niestety na silniku. Na krótko stawiamy żagle, by po kilkudziesięciu minutach je zrzucić bo wiatr jest przeciwny zaledwie 2ºB i w końcu cichnie do 0. O 13.20 podchodzimy do miejskiego nabrzeża portowego, praktycznie jeszcze pustego i według wskazań obsługi portu stajemy równolegle na cumach szpringach, co widać niżej na zdjęciu. Jak cumowaliśmy, to w porcie było jeszcze zupełnie pusto, ale do wieczora jeszcze 6 jachtów znalazło miejsce do cumowania.
Pod kilem sonda wskazuje jedynie 2,2 m, więc niewiele, ale falowanie nie jest przewidywane więc mogę być spokojny. Po sklarowaniu jachtu idziemy na pobliską plażę, spacer i obiad. Zwiedzania nie ma dużo bo miasteczko jest bardzo maleńkie ale urokliwe. Dopiero wieczorem zapach ścieków komunalnych wypuszczanych do zatoczki, psuje trochę wszystkie pozytywne dotychczas doznania.
Jesteśmy na wschodnim krańcu wyspy Hwar, 3 Mm od kontynentu, toteż promy pomiędzy naszym portem a miejscowością Drvenik kursują jak miejskie tramwaje.
Kolejny dzień już jeden z trzech ostatnich rejsu to droga w kierunku zachodnim do zatoki Lučice na wyspie Milna. Przed nami ponad 40 Mm więc postanawiamy wyjść z portu o godzinie 7.00. Oczywiście wiatr jest 0˚B morze gładkie jak nasze jezioro Pogoria podczas wyżu, więc po wyjściu z basenu portowego żeglugę kontynuujemy na silniku. Spokojnie zjadamy śniadanie korzystając z automatycznego pilota. Dopiero o godzinie 11.30 zaczyna lekko dmuchać początkowo 1˚B, by ustalić się na 3˚B, ale z kierunku NW. Postanawiam postawić żagle, silnik w odstawkę i halsujemy. Żegluga jest przyjemna, toteż bez żadnych przeszkód o 13.20 wchodzimy do zatoki Lučice, by po kilku minutach wybrać wolną boję cumowniczą i tak pozostać do dnia następnego. Morski Zekan przypływa niedługo po nas jak również wiele innych jachtów, tak więc zatoka szybko zapełnia się i wkrótce wszystkie boje są zajęte. Bojki są prywatne, więc wkrótce pojawia się gość który kasuje 200 Kuna równe 30 Euro, w tym jest tylko utylizacja śmieci, więc jest to kwota dosyć wysoka. Co oczywiste zrzucamy nasz ponton na wodę, instalujemy silnik i zaczynamy delektować się kąpielami w przejrzystej wodzie i krajobrazami wokół oraz wycieczkami na ląd. Marcelek i Pati są w czasie kąpieli pod wrażeniem bo sonda w tym miejscu pokazuje głębokość 38 metrów.
Boja jest solidnym i pewnym sposobem na postój nocny jachtu, więc niepotrzebne są nocne wachty, co dzieci przyjmują bez entuzjazmu, bo dotychczas była to dla nich niezła frajda.
Przedostatni dzień żeglugi to droga do Trogiru. Przed nami w linii prostej to około 20 Mm. Wypływamy o godzinie 9.00 po śniadaniu. Wiaterek daje o sobie znać, by o 11.00 była już regularna czwóreczka z kierunku NW. Po wyjściu z zatoki Lučice po ½ godziny stawiamy żagle i zaczynamy halsowanie. O godzinie 12.00 włączamy silnik, żagle w dół bo wchodzimy w ciasne przejście pomiędzy dużą wyspą Šolta i maleńką Balkun. Następnie prawą burtą mijamy równie maleńką wyspę Saskinija i dalej Polebrnjak, by wejść na kurs pomiędzy dwie skały oznakowane latarniami – czerwoną z lewej znowu o nazwie Balkun i zieloną z prawej strony o nazwie Zaporinovac. Odstawiamy silnik stawiamy tylko genuę, bo kierunek wiatru nam sprzyja a jego siła nadal spora co daje 6,5 węzła. Potem już tylko z lewej przylądek Okrug i przed nami Trogir. O 13.45 podejmujemy mooring i oddajemy dwie cumy rufowe w marinie ACI, po lewej stronie wąskiego przesmyku w kierunku do zatoki Kaštelanskiej czyli prosto do mariny Spinut. Niestety zwodzony most, który łączy dwa brzegi tej cieśniny i pozwala jedynie przejechać i przejść do starego miasta jest nieczynny, zatem dalsza droga do końcowego punktu naszego rejsu będzie wiodła z powrotem tym razem wokół wyspy Čiovo. Wysokie dźwigi i suchy dok mówią, że to duże miasto portowe. Nas, co oczywiste będzie interesować stare miasto, które ulokowało się po drugiej stronie cieśniny naprzeciwko naszej mariny ACI.
Zatem po sesji zdjęciowej dla upamiętnienia naszego wspólnego rejsu wybieramy się na wycieczkę do miasta bo już pora obiadu zaplanowanego dzisiaj w restauracji i oczywiście zwiedzanie i ostatnie zakupy do jachtowego kambuza.
Wieczorem jeszcze raz wyruszamy do miasta by podziwiać je w nocy, kupić jakieś pamiątki, bo to ostatnia okazja.
Nazajutrz nie spiesząc się, bo przed nami zaledwie trochę ponad 16 Mm o 11.15 oddajemy mooring, wybieramy cumy rufowe i odpływamy po drodze zatrzymując się w pobliskiej stacji paliw by uzupełnić paliwo do silnika. Wiaterek z NW i zaledwie 1˚B więc silnik ma pełne zatrudnienie. O godzinie 12.30 zatrzymujemy się jeszcze na 45 minut w zatoce Sv. Fumija pomiędzy wyspami Čiovo a Sv. Fumija. Stajemy na kotwicy by zażyć ostatniej kąpieli w morskiej wodzie. Tym razem pływają prawie wszyscy, bo tylko Jola jednak nie daje się skusić. Czas szybko mija, więc pora ruszać, bo najpóźniej do 17.00 musimy dotrzeć do mariny Spinut. Przechodzimy przez wąski i płytki bo zaledwie 4 m głębokości przesmyk, mijamy lewą burtą przylądek Rat i wychodzimy na Splitski Kanal. Próbujemy jeszcze postawić żagle, ale tylko na 45 minut bo wiatr chociaż południowy, jednak o sile 1˚B nie daje szans na rozsądną żeglugę. W oddali widać już kraniec przylądka Čiova i panoramę Splitu. Uzyskując na silniku 6.5 węzła o 15.45 podejmujemy mooring i cumy w marinie Spinu. Tutaj cumy rufowe dla naszego jachtu są na stałe przygotowane na pirsie. Jest to niestety koniec żeglowania i czas rozpocząć pakowanie.
Podsumowanie
W ciągu 14 dni przepłynęliśmy łącznie 353,26 Mm co pochłonęło 60 godzin i 40 minut żeglugi, w tym 28godzin 45 minut na żaglach i 31 godzin 55 minut na silniku. Warunki klimatyczne i pogoda były typowe jak dla tej pory roku. Wiatr najczęściej z kierunków N i NW, rzadziej S i SW i to w godzinach od 11.00 do 15.00, potem cisza również w godzinach nocnych. Temperatury w dzień 28 do 32ºC w nocy około 21 ºC. Ciśnienie wysokie 1010 hPa. Widzialność bardzo dobra, niebo najczęściej bez zachmurzenia, jeżeli już to bardzo niewielkie zachmurzenie typu cirrus i na krótko cirrostratus. Codzienne otrzymywaliśmy od naszego agenta w Jacht Czarter z Bielska Białej aktualne prognozy pogody. Dodatkowo Jurek zadbał o miejscowe łącze internetowe, więc mogliśmy odbierać prognozy również samodzielnie. Zrealizowana została w 100% planowana trasa rejsu. Do kambuza zaopatrzenie zrealizowaliśmy jeszcze w kraju, w tym po 7 na osobę gotowych porcji obiadowych zapakowanych próżniowo w folię, oraz wędliny, sery, masło, cukier, kawę i herbatę. Wszystkie pozostałe produkty żywnościowe kupowaliśmy na miejscu z kasy jachtowej. Przejęcie jachtu odbyło się bez problemów, przedstawiciel armatora pokazał całe wyposażenie i obsługę instalacji elektrycznej, wodnej, kanalizacyjnej i gazowej. Zademonstrował uruchomienie silnika, steru strumieniowego, windy kotwicznej, przyrządów nawigacyjnych i GPS. Zrozumienie tego wszystkiego nie sprawiało kłopotów po wcześniejszym doświadczeniu na Bavariach. Na Sun Odyssey 43 jest tylko trochę inne rozmieszczenie. Straszliwy upał wyciskał z nas całe litry potu, również z naszego przekazującego. Może to było powodem nie wskazania miejsca zaworu do przełączania zbiorników dziobowego rufowego na wodę pitną. Ale po intensywnym szukaniu ustaliliśmy, że zawór jest za tylnym oparciem kanapy w messie na lewej burcie. Przy zdawaniu jachtu było już zdecydowanie inaczej, przedstawiciel armatora sam sprawdzał najważniejsze rzeczy a płetwonurek czy dno jest nienaruszone. Byłem spokojny bo wszystko było w komplecie i nieuszkodzone. Zgłosiłem tylko nie działający radar i brak światła kotwicznego. Tak więc kaucja zwrotna 552 Kuna wróciła do mnie w całości a jacht do armatora.
Walory nawigacyjne
Rejon żeglugi na trasie Split – Dubrownik – Split nawigacyjnie jest stosunkowo łatwy, tym bardziej jeżeli dysponuje się aktualnymi mapami i GPS z ploterem jak również przewodnikiem żeglarskim po Adriatyku 808 portów i zatok.
Oznakowania nawigacyjne są czytelne i łatwe do rozpoznania. Na odcinku żeglugi ze Splitu do Milnej i dalej do Hvar należy uważać na wzmożony ruch promów pasażerskich, które kursują tutaj z dużym natężeniem. Przy planowaniu postojów w portach i marinach, szczególnie w Milnej, Hvar, Dubrownik, Korčula, Trogir należy przewidywać dotarcie około godzin najpóźniej wczesno popłudniowych, bowiem później szybko się zapełniają i brak jest wolnych miejsc.
Problem ten nasila się wtedy gdy trochę mocniej wieje. Ale zawsze są w pobliżu zaciszne zatoczki, dobrze opisane w ww. przewodniku żeglarskim, z których można skwapliwie skorzystać, tak jak nam to się przytrafiło w rejonie Hvar. Mariny ACI posiadają zaplecze sanitarne z łazienkami i toaletami. Uważam, że przewodniki trochę przesadzają z wysokim standardem. Pourywane sitka z prysznicach, niekompletne zamki w drzwiach kabin no i czystość kwalifikuje do oceny jako średni standard. Natomiast opłaty portowe są rzeczywiście wysokie. Dla porównania dla naszego jachtu długości 13,21 metrów; w Milnej marina ACI 78 €, w Komiža 56 € (nabrzeże miejskie), w Brna 50 € (nabrzeże miejskie), w Sobra ok. 10 € (mała marinka prywatna opłata wliczona w wieczorną kolację), Dubrownik 50 € (marina klubowa), Korčula Marina ACI 88 €, Sučuraj 44 € (nabrzeże miejskie), Trogir marina ACI 81 €. W opłatach portowych zawarte są woda i energia elektryczna bez ograniczeń oraz obsługa przy podejmowaniu mooringów i oddawaniu cum na keję. Standard odwiedzanych marin ACI w zasadzie jest porównywalny.
Walory turystyczne
Żeglowaliśmy w dwóch regionach, Dalmacji środkowej i Dalmacji południowej. Rejon Splitu, Hvaru i Milnej to Dalmacja środkowa. Rejon Korčula do Dubrownika to Dalmacja południowa. Najciekawsze turystycznie i największe miasto to oczywiście Dubrownik, o którym wszystkie przewodniki piszą na pierwszym miejscu. Duży kompleks starego miasta robi wrażenie swoimi zabytkami zarówno od wewnątrz jak i od zewnątrz szczególnie od strony morza. Szczególną uwagę przyciągają mury miejskie z bramami Pile i Ploče oraz fort Lovrijenac, których historia sięga X wieku. Równie interesujące lecz w mniejszym wydaniu to Korčula i Trogir. Stare miasto Korčula usytuowane na niewielkim kolistym półwyspie przypomina Dubrownik w miniaturze. Jest jednak nieco młodsze, bo najstarsze z zabytków to mury miejskie z XIII wieku. Miasto to jest miejscem urodzin słynnego podróżnika Marco Polo. Co krok nazwisko to pojawia się na szyldach restauracji i sklepów. Trogir podobnie jak dwa poprzednie miasta to również historia sięgająca XIII/XV wieku zawarta w murach obronnych oraz budynkach sakralnych, mieszkalnych i użyteczności publicznej. Wspólny mianownik to budulec z jakiego to wszystko wykonano, w tym mury z ciosanej w bloczki miejscowej skały, czerwone dachówki, bardzo wąskie uliczki i chodniki wykładane często marmurem wypolerowanym butami przechodniów. Na uliczkach słychać wszystkie języki europejskie, w tym bardzo często polski co świadczy o dużej popularności Chorwacji w naszym kraju.
Jak przystało na region śródziemnomorski, życie towarzyskie rozpoczyna się po zmroku i toczy do późnych godzin nocnych. Interesujące zabytki miast i architektura jest uzupełniana bardzo urokliwymi walorami krajobrazowymi. Górzyste brzegi kontynentu, górzyste wyspy ze zboczami wypalonymi słońcem schodzącymi wprost do morza, malownicze zatoki i zatoczki wypełnione jachtami dopełniają kolorytu tego regionu morza Adriatyckiego. Nie ma sensu by przytaczać w tej relacji dalsze szczegóły dotyczące zabytków, zwyczajów i innych walorów poznawczych Chorwacji. Zamieszczone zdjęcia pokazują to. Natomiast dostępne przewodniki turystyczne, w tym te typowo żeglarskie z których korzystaliśmy w czasie żeglugi, opisują te zagadnienia szczegółowo i zachęcają do odwiedzania tej części Europy. Na koniec pozostaje jeszcze wzmianka o Splicie z pałacem cesarza Dioklecjana z III/IV wieku i pozostałymi zabytkami datowanymi na X do XV wiek. Niestety zabrakło już czasu na zwiedzanie. Marina Spinut zlokalizowana jest po stronie północnej półwyspu Marjan a miasto, w tym zabytkowa jego część po stronie południowej, więc dosyć daleko. W pierwszym dniu po przyjeździe zmęczenie potęgowane wysokimi temperaturami zniechęcało do dłuższych wycieczek. W ostatnim dniu rejsu w piątek natomiast, zostało zbyt mało czasu, bo trzeba było się pakować i przygotować jacht do przekazania armatorowi, a w sobotę wyruszyć w długą, bo prawie 1200 km drogę powrotną do domu. Ale to nic straconego. Niech nie odkryte uroki Splitu będą motywacją do kolejnego rejsu po wodach Chorwacji, gdzie pozostało jeszcze tak wiele do poznania.
Ahoj i do zobaczenia na kolejnym rejsie!
Relację opracował skipper jachtu s/y Carmen Zbyszek S. Rosołowski.
Zdjęcia dzięki uprzejmości Darka Bałazego z jachtu s/y Morski Zekan i Jurka Rosołowskiego z jachtu s/y Carmen
Powrót